Rozważania na temat śmierci


W naszym świecie śmierć widzimy codziennie. Przed wiekami ludzie nie stykali się ze śmiercią tak często. Ludzie żyli w małych społecznościach jak wioska, gdzie wszyscy się znali, lub bogaty dom, gdzie żyła wielopokoleniowa rodzina i gromady służby. Co par lat ktoś umierał, organizowano pogrzeb zgodnie z obrzędami religijnymi, które pomagały poradzić sobie ze stratą. Życie trwało zgodnie z naturą. Tak jak po lecie następuje jesień i zima, tak w życiu człowieka następowała starość i śmierć.

Ucząc się dat wojen na lekcjach historii można odnieść wrażenie, że kiedyś życie ludzkie było mocno zagrożone bo bezustannie trwały wojny. Jest to pozorna statystyka. Tak jak za komuny mówiło się w szkole, że Niemcy to nasz odwieczny wróg, chociaż ostatni konflikt zbrojny przed zaborami miał miejsce za czasów Chrobrego.

Średnia wieku była dużo krótsza niż teraz i ludzie dożywali około pięćdziesiątki. Biorąc to pod uwagę, Juliusz Cezar i Cycero w chwili śmierci byli starcami, zaś Jezus Chrystus nie był młodzieńcem lecz człowiekiem w sile wieku.

W czasach historycznych ludzie stykali się bardzo często ze śmiercią dzieci. Nie bez powodu dzieci nie były dobrze traktowane i nie przywiązywano się do nich. W wielu kulturach człowiek liczył się dopiero w chwili osiągnięcia dorosłości. W tym momencie młody mężczyzna otrzymywał imię, a kobiety wydawano za mąż. W starożytnym Rzymie dzieci płci męskiej były numerowane, a imię musieli sobie zdobyć przez bohaterskie czyny, zaś kobiety w ogóle nie miały imion własnych.

Bardzo rzadko mówi się o kwestii porzucania dzieci w czasach historycznych. Każda rodzina chciała mieć jak najwięcej synów i prawodawcy musieli borykać się z problemami jak podzielić schedę między kilku synów. W Rzymie problem rozwiązywano przez adopcję czy raczej dzielenie się dziećmi, bo jeśli ktoś nie miał syna, mógł go adoptować, oczywiście od rodziny równej urodzeniem.W średniowiecznej Europie dziedziczył tylko najstarszy syn a pozostali musieli iść do pracy, czyli na służbę, do wojska lub do stanu duchownego.

Zastanawiające jest dlaczego w Rzymie nie nadawano córkom imion. Może dlatego, że wystarczyła tylko jedna. Córki u Indoeuropejczyków były cenne, gdyż wykorzystywano je do politycznych małżeństw. Mimo to wiele córek mogło stanowić problem. Zastanawiające jest to dlaczego w średniowieczu była taka nadprodukcja mężczyzn, że papieże musieli to bijące się i rozrabiające się towarzystwo pchnąć na wyprawy krzyżowe. Może kiedyś jakiś historyk zbada ten problem, który wydaje się oczywisty.

Dawniej ludzie żyli wolniej i spokojniej. Czasem do wioski przychodził wędrowny dziad czy inny wędrowiec, którzy przynosił wieści ze świata. Rodziny w wiosce prześcigały się kto ma przyjąć wędrowca, nie tylko z powodu tradycyjnej gościnności. Wędrowiec przynosił wieści, opowiadał, była to atrakcja na długie wieczory. Dowiadywano się o wojnach, życiu ówczesnych celebrytów, czy też co sie zdarzyło w pobliskim miasteczku. Wieści te docierały często po miesiącach lub latach. A co się działo za morzami nikt nie wiedział.

Teraz wiemy dokładnie co się dzieje za morzami, w sąsiednim państwie i w naszym mieście. Śmierć w rodzinie zdarza się dużo rzadziej niż kiedyś, bo żyjemy dłużej a medycyna rozwiązała problem śmiertelności dzieci. Mimo to na śmierć patrzymy codziennie. Poziomo lęku we współczesnym społeczeństwie jest ogromny. Boimy się nie tylko problemów finansowych, utraty pracy, ale też choroby, wypadku, napaści. Wystarczy włączyć telewizor czy portal z wiadomościami w sieci aby oglądać tragiczne zdarzenia i śmierć.

Na codzień jesteśmy bombardowani wiadomościami o tragediach i śmierci. I uważamy, że to dobrze, bo trzeba wiedzieć. Osoba, która nie ma w domu telewizora, często słyszy: „to ty nie wiesz!?, trzeba wiedzieć co się dzieje na świecie”. Powoduje to nie tylko lęk, lecz poczucie bezradności i wyrzuty sumienia. Każdy chciałby pomóc, ratować, ale jak jeśli żyjemy tysiące kilometrów od miejsca tragedii. Możemy co najwyżej wpłacić jakieś pieniądze, które przejdą przez tylu pośredników, że do potrzebujących dotrą mocno uszczuplone.

Oglądamy też seriale. Nie mam nic przeciwko serialom, sama je uwielbiam. Ale w serialu musi się coś dziać, inaczej będzie nudny. Dlatego bohaterowie są wręcz bombardowani przeciwnościami losu, mają wrogów, zdarzają im się nieszczęścia. Lepiej  jeśli serial jest wielowątkowy i ma wielu bohaterów, bo wtedy statystyka nieszczęść się rozkłada.  Oglądając te ciągłe nieszczęścia, które spadają na sympatycznych bohaterów seriali, zaczynamy się bać, bo gdzieś na dnie duszy zakrada się lęk, że to może się przytrafić także nam. Odnoszę wrażenie, że gdy w serialu zaczynają się pojawiać przestępcy, to należy przestać go oglądać. Oznacza, to, że scenarzystom zabrakło pomysłów. Przeciętny człowiek rzadko ma styczność ze światem przestępczym, chyba że sam się pcha. Ale bohater serialu musi się w końcu zetknąć bo przecież już przeżył liczne miłości i rozstania, miał przynajmniej jeden wypadek, jedną chorobę, został niewinnie oskarżony itp. Czas na atak przestępców. Na przykład w świetnym serialu Chirurdzy, każdy z bohaterów musiał sam trafić do sali operacyjnej. Jakby tego było mało sam szpital został zaatakowany przez zamachowca i krew się polała.

Życie przeciętnego człowieka nie nadaje się na serial, bo byłoby za nudne. Za mało się dzieje.

Epatowanie się nieszczęściami jest zakodowane w genach. Wynika z potrzeby bezpieczeństwa. Musimy wiedzieć, żeby zastosować środki ostrożności. Dlatego jadący samochodem na długich trasach kierowcy mało zwracają uwagę na góry, lasy i przyrodę. Za to jeśli coś się dzieje na drodze to każdy się przyjrzy dokładnie: czy muszę coś zrobić w trosce o własne bezpieczeństwo lub innych.

Kiedyś gdy wieśniak po pijanemu spadł z wozu,  to była sensacja na całą wieś i news na długie miesiące. Dziś codziennie dowiadujemy się o dziesiątkach wypadków. Czy to jest dobrze, dla naszego zdrowia, gdy tych wiadomości jest nienaturalnie dużo? Czy aby na pewno warto narażać naszą psychikę na permanentne zagrożenie. Żyjemy tak jakby trwała bezustanna wojna, mimo że trwa ona za miedzą i nas nie dotyczy.

Miałam kiedyś przyjaciółkę, która przy każdej okazji mawiała, że w Polsce jest źle i będzie jeszcze gorzej, a w ogóle to 6 milionów ludzi żyje w skrajnej nędzy. Przychodziło mi wtedy do głowy pytanie: „po co ona mi to mówi? Czy chce żebym rozdała swój majątek na biednych i żyła pod płotem jak Św. Aleksy?”. Zdaję sobie sprawę, że był to zwykły „party talk” takie sobie gadanie, żeby gadać, ale niepokój się zakradał do duszy.

 

 

 

 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *