Zmienić siebie


Od dzieciństwa borykam się z problemem nieśmiałości. Nie wiem jaka była tego przyczyna. Najgorzej było gdy byłam nastolatką. Problem zniknął (choć nie całkiem) gdy podjęłam pracę w biurze. A może był to Kaszpirowski, bo to było w czasach gdy Kaszpirowski produkował się w TV.

Każdy wtedy twierdził że muszę się zmienić. Już samo to przywala jak kamień i obniża poczucie własnej wartości. Skoro muszę się zmienić to znaczy, że taka jaka jestem teraz nie mam wartości. Oczywiście muszę się zmienić, bo dopiero gdy się zmienię wszystkie moje problemy z nikną i osiągnę sukces w życiu. Wcześniej nie!
Ta enigmatyczna zmiana, bo właściwie nie wiem w co mam się zmienić i jak, wydawała się okropnie trudna i jeszcze oddalała moment mojego sukcesu życiowego. Póki się nie zmienię nie mam co liczyć na szczęście w życiu.
Przerażało mnie to, a przyjaciele nie ułatwiali mi zadania. Naciskali. Bo przecież skoro nic nie robię to na pewno nie chcę się zmienić. Tymczasem nikt mi jakoś nie doradził jak to zrobić.
Moja zmiana nie miała być jakaś niewielka. Chodziło o zmianę o 180 stopni, zmianę w kogoś zupełnie innego. Z osoby nieśmiałej i niepewnej siebie miałam się zmienić w lwa salonowego, kogoś kto zabawia towarzystwo, sypie dowcipami na przyjęciach itp. Pamiętam porady zupełnie przerażające dla osoby nieśmiałej: „idz na przyjęcie i od razu zacznij rozmawiać z ludźmi”, ze szczególnym naciskiem na słowo „od razu”. Dostawszy taką radę osoba nieśmiała czuje się jeszcze gorzej bo „od razu” to znaczy kiedy, rozmawiać z kim, co powiedzieć? Takie rady nie ułatwiają zadania. Oczywiście nigdy mi się nie udało tej rady zastosować i czułam się przez to jeszcze gorzej.
Nawet nie próbowałam zastanowić się jaka właściwie powinna być moja zmiana i w jakim kierunku bo cały czas miałam w pamięci te rady: czyli zmienić się w swoje całkowite przeciwieństwo, co mi się przecież nigdy nie uda.
Faktycznie często ludzie nieśmiali w głębi duszy ukrywają to pod maską szumu wokół siebie. Tacy ludzie brylują na przyjęciach, opowiadają dowcipy, rządzą grupą ale w głębi duszy mają okropne kompleksy. Oni po prostu wybierają sobie taką przykrywkę. Jednak ktoś kto nie nauczył się takiego sposobu postępowania nie może go nagle przybrać. Zresztą czy o to chodzi? Czy aż takie ważne jest aby ktoś nieśmiały zmienił się diametralnie w kogoś zupełnie innego.
Cały czas tak właśnie wyobrażałam sobie tę zmianę, że mam być kimś kim nie jestem i właściwie nie chcę być. W gruncie rzeczy nigdy nie zależało mi aby stać się przywódcą grupy lub kimś kto jest w centrum zainteresowania. A już na pewno nigdy nie zależało mi na tym aby stać się kimś kto zabawia towarzystwo i wypowiada na przyjęciach głupawa slogany, z których się wszyscy śmieją i jest fajnie. Jeśli chodzi o sukces zawodowy to nigdy mi nie zależało, żeby być szefem, rządzić ludźmi itp. Chociaż jak świat światem kierowanie ludźmi zawsze było, jest i będzie najbardziej cenionym i najlepiej opłacanym zawodem na świecie. Nie bez powodu królowie, wodzowie i władcy są najbogatszymi ludźmi – bo to oni umieją kierować ludźmi i organizować (no nie zawsze umieją, często oczekiwało się tego od nich z racji urodzenia, co nie zawsze szło w parze z umiejętnościami przywódczymi).
Zawsze chciałam mieć lepsze relacje z ludźmi ale nie takie. Jestem raczej introwertyczką i skupianie wokół siebie wielu ludzi, ich uwagi i kierowanie nimi nigdy nie leżało w sferze moich zainteresowań.
Czyli właściwie jak powinnam się zmienić? A może w ogóle się nie zmieniać?
Cały czas mam wrażenie, że w życiu usiłuję osiągnąć coś do czego się zupełnie nie nadaję, czego nie lubię i nie chcę. Może dlatego nigdy nie udało mi się tego osiągnąć. Radzę sobie ale… Zawsze jest jakieś ale!
Może właśnie nie należy się zmieniać lecz polubić siebie takiego jakim się jest. Mówi się, że nie należy zmieniać świata wokół ani ludzi lecz raczej zacząć od zmiany siebie. Wierzę że ma to sens. Otoczenia, innych ludzi nie sposób zmienić. Natomiast jeśli sama się zmienię to oni też się zmienią bo będą inaczej mnie postrzegać.

Taka zmiana siebie w kogoś zupełnie innego kojarzy mi się z leczeniem objawów a nie przyczyn choroby. Na grypę bierzemy jakiś środek bez recepty na kaszel, gorączkę, złe samopoczucie. Objawy znikają ale choroba nadal nas trawi. Tak samo zmiana siebie wbrew naturze to jakby tylko nałożenie na siebie przebrania: ktoś nieśmiały nagle przybiera postać lwa salonowego lub przywódcy, to tak jakby grał jakąś rolę, wkładał na siebie kostium sceniczny a pod nim nadal jest tym kim był.

Całe życie marzyłam, żeby mieć pracę taką w której byłabym cenionym specjalistą w jakiejś dziedzinie, ekspertem którego wszyscy cenią ze względu na wiedzę jaką dysponuje, mimo że nie jest szefem, nikim nie rządzi i nie ma podwładnych. A mimo tego ciągle szukałam i znajdowałam prace, które polegały na czymś czego nie lubię: organizowanie, załatwianie spraw i obsługiwanie kogoś innego. Ktoś mi kiedyś wmawiał, że praca sekretarki lub asystentki to najwspanialsza droga kariery dla kobiety. Ale raczej nie dla mnie. W życiu nienawidzę tzw. załatwiania spraw. Potrafię organizować i rozwiązywać problemy, nawet uważam, że jestem w tym dość dobra, ale nie lubię tego. Nienawidzę układów typu szef i asystent i nie chciałabym być w żadnej z tych ról. Zawsze najlepiej się czułam jako równorzędny członek zespołu.

Wracając do zmiany siebie, czy nie jest tak, że całe życie gnam za mrzonką, za zmianą, której tak na prawdę nie chce i która wcale mi się nie podoba. Nie chcę być ani szefem ani podwładnym. W grupie znajomych nie chcę być ani przywódcą, ani tym, który jest w centrum uwagi, ani takim, który siedzi jak mysz pod miotłą i nie ma nic do powiedzenia. Chciałabym być jakby na równym poziomie z innymi.

Może odpowiedzią na ten problem jest asertywność. Kiedyś asertywność kojarzyła mi się z egoistycznym stawianiem własnych spraw na pierwszym miejscu i wymuszaniem na innych posłuchu i uznania. Tymczasem asertywność oznacza poszanowanie spraw zarówno moich jak i innych ludzi na całkowicie równych prawach. Moje prawa są tak samo ważne jak innych ludzi. Moje potrzeby są tak samo ważnie jak innych ludzi. Nie muszę nikomu ustępować jeśli nie chcę i uważam że nie powinnam. Ustępuję innym ludziom tylko wtedy kiedy chcę z jakichś powodów, bo życie wymaga często kompromisów. Kiedy mam inne zdanie wyrażam je. Kiedy ktoś mnie krytykuje nie biorę sobie tego od razu do serca, tylko uznaję, że to jest prywatne zdanie tego człowieka. Ma do tego prawo. Ma takie zdanie i może je wyrażać ale to nie znaczy, że ja jestem taka jak on/ona uważa.

Przypomina mi się jeszcze jedna porada, którą często słyszałam: „przemóż się”!. Rada naprawdę rewelacyjna, tylko że kompletnie bzdurna. Przecież osoba nieśmiała przemaga się na każdym kroku i nic to nie daje. Życie wymusza przemaganie się. I każdy nieśmiały robi to bo musi. Bez względu na to jak długo stoi pod pokojem urzędnika i się namyśla, w końcu musi wejść bo musi załatwić sprawę. Człowiek, który ma problem z odezwaniem się do nieznajomych robi to tysiące razy, bo musi. Musi kupić coś w sklepie, musi iść do lekarza, fryzjera, urzędnika itp. I załatwia swoją sprawę lepiej lub gorzej, ale nieśmiałość przy tym zostaje taka jak była.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *