Spotkałam wczoraj znajomego, którego nie widziałam ok. 3 lat. Zamieniliśmy pare słów jak zwykle. Znajomy pochwalił mnie, że dobrze wyglądam i że się nic nie zmieniam. Niby do zdawkowa pochwała, którą się zawsze mówi. On też wyglądał dobrze, nawet lepiej niż gdy go ostatnio widziałam.
Kolega wyjaśnił, że to co powiedział nie jest po prostu zdawkową pochwałą. Obserwuje swoich znajomych i sąsiadów, którzy nic nie robią, szczególnie ci na emeryturze.
Szybko się starzeją i widać po nich zmiany.
A my kwitniemy – mówię tu o kociarza, ludziach, którzy opiekują się bezdomnymi kotami ale też tyczy się to innych ludzi, którzy w swoim życiu coś robią.
Ludzie którzy są aktywni w życiu (mają jakieś hobby, chodzą na zajęcia, pasjonują się czymś) dłużej zostają młodzi, są zdrowsi. Nawet jeśli nabierze się za dużo rzeczy na głowę i czasem brak czasu, to i tak lepiej.
Lepszy jest nadmiar bodźców niż ich brak. Człowiek, gdy ma więcej bodźców, jakoś sobie poradzi. A człowiek, który nie ma bodźców, popada w nudę, potem w depresję, szybciej się starzeje.
Kiedyś też słyszałam, jak pewna pani w moim wieku, narzekała, że nie może znieść weekendów. Dobrze się czuje tylko w pracy, gdy spotyka ludzi, ma coś do roboty. A w domu nie może sobie poradzić bo jest sama, dzieci się powyprowadzały, maż odszedł.
Ja ja nie mogę sobie poradzić z czasem. Opiekuję się zwierzętami, rysuję, prowadzę 7 serwisów internetowych, uczę się nowych technik informatycznych bo to lobię, piszę na blogach. Czasem się zastanawiam po co mi to wszystko. U znajomych niektórych i rodziny nie znajduję zrozumienia – bo „po co ci to, na co ci to”.
Od zawsze tak było.
Zawsze miałam jakieś hobby i rodzina mi to skutecznie obrzydzała – „po co ci to, co ty z tego masze”. I sakramentalne „po co ci to, rzuć ty to”.
Po co mi to:
żeby być aktywnym, żeby się nie nudzić w życiu, żeby żyć
bo życie nie polega na tym, żeby siedzieć przed TV i starzeć się
trzeba być aktywnym, robić coś i być młodym (jak nie ciałem to duchem)