Jego dach jest rozsuwany. Gdy robi się duszno, w ciągu ok. 20 minut rozsuwa się dach. Meczet dba zarówno o duszę jak i ciało wiernych. Są tam łaźnie i miejsca wypoczynku.Przy meczecie zbudowano budynki szkoły koranicznej, które jednak stoją puste. Wykryto kradzieże materiałów budowlanych i przerwano budowę. Wskutek tych nadużyć te piękne z wierzchu budynki nie nadają się do użytku. Ściany kruszą się przy dotknięciu.Budowla jest imponująca. Zachwycają przepiękne dekoracje znajdujące się na bramach. Ogromne, masywne drzwi wciąga się do góry. Nie wchodzimy do środka. Meczet jest dostępny dla zwiedzających ale kosztuje to 100 dirhamów. 200 metrowy minaret posiada windę, którą muezin wjeżdża na górę. Jest to właściwie tylko platforma, na której stawia się krzesło. Jednak w dzisiejszych czasach muezin rzadko wchodzi na minaret. Wzywa do modlitw przez mikrofon albo po prostu jego głos puszczany jest z taśmy. Na szczycie tego minaretu znajduje się sala, w której odbywają się uroczystości dla dostojników państwowych.Spacerujemy ulicami miasta mijając jedną uliczkę, gdzie przez 1 dzień naprawdę kręcono film Casablanka. W rzeczywistości cały film nakręcono w studiach w Hollywood. Aktorzy przybyli do prawdziwej Casablanki tylko na 1 dzień.W uliczce gdzie kręcono film Casablanka, na progu domu siedzi marokański kot o charakterystycznym futrze. Arabowie uwielbiają koty, nie lubią zaś psów. Kotów jest wszędzie pełno. Niektóre są zdrowe i ładne, jak te w Kazba Oudaia, niektóre natomiast wyglądają na zabiedzone i chore, jak mały kotek siedzący w jakimś garażu w Tangerze. Wszystkie koty wydają się oswojone, nie boją się ludzi. Chodzą wszędzie swobodnie. Wydaje się, że Marokończycy specjalnie nie dbają o koty ale też ich nie krzywdzą. U nas dzikie koty na widok człowieka uciekają w popłochu. W Maroku widać, że koty nie boją się ludzi.Zwiedzamy przepiękny budynek dawnego ratusza. Wnętrza dekorowane białymi stiukami, kolumienki, rośliny w złotych donicach. Po środku każdego pomieszczenia znajduje się typowa arabska fontanna. Składa się ona z dwóch części: wewnętrznej na czystą wodę i zewnętrznego na brudną. Wodę czystą nabiera się, myje i wylewa do zewnętrznego naczynia fontanny.
Centrum Casablanki jest bardzo nowoczesne – piękne, szerokie bulwary wysadzane palmami, wysokie białe budynki. Wysiadamy z autobusu przy głównej ulicy gdzie można sobie zrobić zdjęcie z nosiwodami. Noszą oni przepiękne czerwone stroje, wielkie kapelusze z frędzelkami. Obwieszeni są wypolerowanymi do połysku złotymi naczyniami. Dzwonią dzwonkami i oczywiście fotografują się z turystami odpłatnie. Przerwa była jednak jak zwykle za krótka. Zanim znalazłam 5 dirhamów w torebce musieliśmy już odjeżdżać.
Odwiedziliśmy sławną Cafe Bogart. Oczywiście nie prawdziwą lecz stylizowaną na tę z filmu. Znajduje się ona w luksusowym hotelu w centrum miasta. Naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy odkryliśmy bardzo ciekawy sklep z marokańskim rękodziełem. Było tam naprawdę wszystko: wyroby ze skóry, ze stali damasceńskiej, z mosiądzu. Ale nic tam nie kupiłam bo wydawało mi się, że jak pojedziemy do Fezu wszystko będzie tańsze i prawdziwsze.
W drodze o Meknesu zatrzymujemy się przy przydrożnym zajeździe, a właściwie jest tam cały rząd barów na wolnym powietrzu. W barach kucharze przyrządzają kurczaki i baraninę. Podaje się ją w specjalnych kamionkowych garnkach ze stożkowym przykrywami. Garnki te stawia się na ogniu i utrzymują potrawę w cieple. Przy stolikach pod namiotami ludzie jedzą mięso, kolorowe potraw z ryżem, zagryzają oliwkami. Stoły nie są za czyste, zasypane przyprawami, a na ziemi walają się śmieci i resztki jedzenia. Wszystko tworzy egzotyczny koloryt. Mimo niespecjalnej higieny aż cieknie ślinka aby spróbować soczystych kurczaków z kamionki. Nie mamy jednak na to czasu. Udaje nam się znaleźć toaletę w barku naprzeciwko meczetu. Ustawiany się w kolejce. Kibelek jest jak zwykle kucany. Szczególnie atrakcyjne jest zamknięcie drzwi – butelka z wodą na sznurku. Pod ciężarem butelki drzwi zamykają się.
Pod stołami kręci się pełno kotów. Na trawie 3 malutkie kociaczki jedzą porządny kawałek kurczaka, który zapewne ktoś im rzucił. Jeden nie je i wygląda jakby nie wiele mu życia zostało. Walało się tam tyle resztek, że koty miały stały wikt. |