Bajka o biednym wieśniaku


W małej, spokojnej wiosce nad brzegiem rzeki żył sobie ubogi wieśniak. Całe życie ciężko pracował na swoim poletku aby wyżywić rodzinę. Poletko było małe ledwie starczało aby utrzymać rodzinę, zapłacić dziesięcinę miejscowemu panu i dać datek na świątynię.
Wieśniak miał jedno marzenie, które nigdy się nie spełniło. Chciał chociaż raz w życiu najeść się do syta.

Wieśniak był dobrym człowiekiem. Codziennie wstawał o świcie i zabierał się do pracy. Troszczył się o swoją krówkę, która swoim mlekiem żywiła ich wszystkich. Kochał swoją dobrą i pracowitą żonę i nigdy na nią nie krzyknął. Kochał swoje dzieci i wybaczał im drobne wybryki i nigdy żadnego nie uderzył. Zawsze miał dobre słowo dla swoich sąsiadów i zawsze pomagał im w potrzebie. A to pomógł odbudować zawaloną stodołę starej wdowie. A to przyjął pod swój dach sąsiada, któremu żona zatrzasnęła drzwi przed nosem, gdy za późno wrócił z szynku. A wędrowny żebrak zawsze znalazł spanie w jego stodole i kawał chleba. Wieśniak pomagał ludziom ze swojej wioski i dzielił się czym tylko mał, bo w tej wiosce żyli sami dobrzy, ubodzy ludzie, którzy pomagali sobie wzajemnie.

Dobry wieśniak był także bogobojny. W każde święto udawał się do miejscowej świątyni i składał datek Bogu wioski. Codziennie żarliwie się modlił i dziękował Bogu wioski za to co ma. Był wdzięczny za spokojne życie, miłych sąsiadów, swoje małe poletko i swoją krówkę, które pozwalały całej rodzinie skromnie żyć.

Bóg wioski kochał swojego dobrego sługę i chciał spełnić jego marzenia. Ale jak? Dobry wiśniak nigdy nie modlił się o bogactwo. Był przecież biednym wieśniakiem jak jego ojciec i dzied i wszyscy ludzie w wiosce. Bóg wioski chciał go wynagrodzić za dobroć i dażył mu jak tylko mógł. Sprawił, że jego dzieci wyrosły na porządnych ludzi, jego żona była zawsze pogodna i uśmiechnięta, a jego poletko rodziło skromne plony.

Pewnego dnia dobry wieśniak przechodził przez stary mostek i pękła spróchniała deska pod jego stopami. Wieśniak wpadł do wody i rwący strumień pociągnął go za sobą. Ale Bóg wioski kochał swojego sługę i sprawił, że jego wołanie o pomoc usłyszało dwóch parobków, którzy nad rzeczką pili piwo. Parobcy wyciągnęli wieśniaka z wody i uratowali mu życie.

Ale dobry Bóg wioski chciał bardzo wynagrodzić swojego sługę i spełnić jego marzenie aby choć raz mógł najeść się do syta. I cały czas zastanawiał się jak to zrobić.

Pewnego razu dobry wieśniak szedł drogą. Obok niego zatrzymał się powóz wielkiego pana, a wożnica zawołał do niego z kozła:
– Dobry człowieku, mój pan chciałby obejrzeć piękną kolorową skałę, gdzie przed wiekami mieściła się pustelnia wielkiego mędrca. Mój pan chciałby zobaczyć pustelnię i pomedytować w niej. Ale już cały dzień jeździmy po okolicy i nie możemy tam trafić. Czy wiesz gdzie to jest i czy możesz pokazać nam drogę?
– Oczywiście wiem gdzie to jest – odpowiedział dobry wieśniak. – Zaprowadzę was tam, bo to całkiem niedaleko, ale droga jest kręta i trudno tam trafić.
Usiadł obok woźnicy i pokazał mu jak dojechać do kolorowej skały, gdzie kiedyś mieściła się pustelnia. W nagrodę wielki pan dał mu złotą monetę.

Ściskając w dłoni złotą monetę dobry wieśniak cieszył się i zastanawiał się co za nią kupi. Już wyobrażał sobie jak wybierze się na targ i kupi dla całej rodziny udziec barani, słodkie bułki i mnóstwo jedzenia tak, że nareszcie cała rodzina naje się do syta. Zadowolony wracał do domu ale przed jego poletkiem na kamieniu siedział jego syn, bardzo zmartwiony.
– Co ci jest synu – zapytał dobry wieśniak.
– Och ojcze – odpowiedział jego syn – wiesz że kocham się w dziewczynie z sąsiedniej wioski. Ale jej ojciec nie chce oddać mi jej za żonę. Mówi, że jestem tylko biednym czeladnikiem. Nigdy nie zostane rzemieślnikiem bo nie mam pieniędzy na narzędzia i nigdy nie zapewnie jego córce dobrego życia. Co ja mam robić ojcze? Gdybym kupił narzędzia, zostałbym dobrym rzemieślnikiem i mógłbym ożenić się z moją ukochaną.
– Synu – powiedział dobry wieśniak – właśnie dostałem złotą monetę od wielkiego pana. Czy to wystarczy na narzędzia?
– Och tak, drogi ojcze – ucieszył się syn. Dostał złotą monetę, ale dobry wieśniak znowu nie mógł najeść się do syta.

Innym razem dobry wieśniak udał się na targ do miasteczka. Sprzedał swoje plony, zjadł skromny obiad w miejscowym szynku, kupił kubek piwa i przysiadł na rynku aby oglądać różne atrakcje. Wszędzie było pełno ludzi, grala muzyka, wędrowni kuglarze wyprawiali swoje sztuczki, a wędrowna trupa teatralna odgrywała przedstawienie. Zaraz miał się odbyć wyścig biegaczy, gdzie nagrodą miał być wielki udziec barani.

Dobry Bóg wioski pomyślał sobie: „to jest okazja żeby spełnić marzenie mojego sługi”.

Gdy nasz wieśniak sobie siedział i popijał piwo, podszedł do niego chłopiec z jego wioski bardzo strapiony.
– Och sąsiedzie! Co ja mam zrobić? Zapisałem się do wyścigu, wpłaciłem wpisowe. Jestem najlepszym biegaczem z całej wsi i nasza wieś na mnie liczy.
– To w czym problem. Napewno wygrasz.
– Ojej! Ale dziewczyna w której się kocham, chce żebym dla niej zrezygnował z wyścigu i poszedł z nią na spacer do ogrodów księcia. Chce żebym udowdodnił, że jest dla mnie ważniejsza niż wyścig. Co ja mam zrobić? Wpisowe przepadnie, i albo cała wieś się na mnie obrazi albo moja dziewczyna. Sąsiedzie, pobiegnij za mnie.
– Ale jestem stary, nie biegam tak dobrze jak ty, napewno nie wygram. – powiedział wieśniak.
– A może wygrasz – zachęcał chłopiec – w zeszłym roku jak paliła się stodoła pod lasem to najszybciej przybiegleś pomagać. Biegasz niezgorzej. A jaki to byłby wstyd, gdyby nikt z naszej wsi nie biegł w wyścigu. Posłuchaj, jak wygrasz to nagroda jest twoja, chociaż ja wpłaciłem wpisowe.
– No dobrze, pobiegnę – powiedział dobry wieśniak.

– Wspaniale – ucieszył się dobry Bóg wioski i dodał wieśniakowi tyle siły, że pierwszy przybiegł do mety i wygrał wielki udziec barani.

Dobry wieśniak wracał do domu zawowolony i myślał sobie jak to będzie wspaniale gdy jego żona upiecze wielki udziec i cała rodzina nareszcie naje się do syta. Wracając spotakł sąsiadkę i jej 5 dzieci, tak samo biednych jak on. A potem spotkał innego sąsiada, który właśnie skończył pracę na swoim polu. Idąc mijał innych wieśniaków, którzy wracali do domu po pracy. I pomyślał sobie, że oni są tak samo biedni jak on i też chcieliby zjeść smakowity udziec barani. Gdy wrócił zwołał całą wieś. Rozpalili wielki rożen, upiekli udziec barani i każdy dostał po kawałku. Cały wieczór cała wioska bawiła się i weseliła. Ale dobry wieśniak znowu nie najadł się do syta.

I tak było za każdym razem gdy dobry Bóg wioski chciał spełnić marzenie wieśniaka. Zawsze był ktoś z kim trzeba było się podzielić.

I dożył dobry wieśniak sędziwego wieku, aż w końcu umarł opłakiwany przez swoje dzieci i wnuki.

Dobry Bóg wioski pomyślał sobie: teraz muszę go wynagrodzic za dobre życie tak aby w kolejnym wicieleniu  mógł najeść się do syta, nie musiał tak ciężko pracować, żył szczęśliwie i bez trosk. Sprawię, że w następnym wcieleniu będzie królem.

Tak pomyślawszy dobry Bóg wioski postanowił sprawdzić co tam słychać u króla tego kraju. Zajrzał więc do pałacu, gdzie król siedział na poczesnym miejscu przy suto zastawionym stole, gdzie jego słudzy znosili najpyszniejsze przysmaki. Królewski błazen opowiadał kawały, kuglarze wyczyniali sztuczki, a piękne dziewczęta śpiewały i tanczyły. Król zawsze może najeść się do syta, nie musi ciężko pracować, jest bogaty.

Ale co to? Król siedzi przy stole strapiony. Nawet nie tknął wspaniałych potraw. Nie patrzy na kuglarzy. Bardzo sie martwi. Szpiedzy właśnie mu donieśli, że król sąsiedniego kraju, kazał wykuć wiele nowych mieczy. Czy to znaczy że będzie wojna? Długo nie wracają okręty z towarami z dalekich krajów. Król sąsiedzniego królestwa chce moją córkę za żonę. Czy będzie dobrym sojusznikiem? Jak okręty nie przypłyną rzemieślnicy nie będą mieli z czego produkować mnóstwa rzeczy. Tyle zmartwień, tyle zmartwień.

– Nie, nie uczynię dobrego wieśniaka królem – pomyślał Bóg wioski. –  Chcę żeby jego następne życie było beztroskie. Uczynię go piękną księżniczką, która nie musi pracować, spędza życie na zabawach, podziwiana i adorowana przez wszystkich.

I popatrzył dobry Bóg wioski na piękną księżniczkę, uwielbianą przez cały dwór. Oto odbywa się wielki bal, a wszyscy książęta prześcigają się aby usłużyć pieknej księżniczce. Może któryś z nich zostanie jej mężem? Księżniczka uśmiecha się, tańczy ale jakoś nie tak wspaniale jak kiedyś. Nawet nie tyka wspaniałych potraw jakie jej przynoszą. Cały czas patrzy na inną księżniczkę, nie tak piękną jak ona ale dowcipną i wesołą.
– Dlaczego wszyscy tak koło niej skaczą – złości się księżniczka – to ja jestem najpiękniejsza! Ojciec już wybrał mi męża. Już nie będę królową balów. Będę siedzieć w domu i niańczyć dzieci. A ona będzie teraz najważniejsza. To ją będą podziwiać i wychwalać. – marwi się księżniczka na widok rywalki.

– Nie, księżniczka wcale nie jest szczęśliwa – pomyślał Bóg wioski – uczynię dobrego wieśniaka kapłanem mojej świątyni w następnym wcieleniu. Kapłan żyje beztrosko. Życie spędza na medytacjach i modłach, ma pod dostatkiem jedzenia, dobrze sobie żyje.

I popatrzył sobie Bóg wioski na kapłana miejscowej świątyni. Oto kapłan wstał o świcie, posprzątał swoją skromną celę, następnie obszedł świątynie i sprawdził wszystko. Potem odbył medytacje i modły i uczył młodszych kapłanów i odprawiał obrzędy. Potem zjadł skromny posiłek bo reguła zabrania kapłanom najadać się do syta. Potem przyszli wierni zapytać o radę i kilka godzin przymował ludzi, doradzał im, udzielał nauk. Potem znowu obszedł obejście świątyni, obliczył zboże w magazynie, złajał leniwego sługę, obejrzał pęknięty mór świątyni i zlecił naprawy. A potem jeszcze długo czytał księgi przy świetle świeczki.

– Kapłan bardzo ciężko pracuje – pomyślał Bóg wioski – a ja chcę aby mój dobry wieśniak miał bestroskie kolejne życie i nie musiał pracować. Uczynię go krową. Krowa całe życie spędza na pastwisku, na słoneczku, je do syta trawy, o nic się nie martwi. Tak, to będzie dobre życie dla dobrego wieśniaka.
– Ale, ale – przypomniał sobie dobry Bóg wioski – niektóre krowy trafiają do żeźni, nie chcę aby mój dobry wieśniak tak źle skończył. Chcę aby miał szczęśliwe, beztroskie życie, nie musiał pracować i mógł zawsze najeść się do syta. Co tu wymyślić?

Dzień miał się ku końcowi i zbliżał się przyjemny, ciepły wieczór. Przysiadł dobry Bóg wioski na kamieniu przy drodze aby chwilke odpocząć. Słoneczko jeszcze przyświecało, ptaszki śpiewały a dookoła rozchodziła się miła woń polnych kwiatów. Och jak miło i przyjemnie, chciałbym aby takie było kolejne życie mojego dobrego wieśniaka – rozmarzył się dobry Bóg wioski.

Nagle do jego nozdrzy zaleciała niezbyt miła woń. No tak, niedawno wieśniacy prowadzili tędy swoje krówki, które zostawiły tu swoje placki. A na plackach siedziały sobie w najlepsze muchy raczac się tym poczęstunkiem.

– Mucha, moja dobra służka – pomyślał dobry Bóg wioski – stworzyłem ją tak dawno temu, że zupełnie o niej zapomniałem. Mucha sprząta cały świat, czyści, a wcale nie pracuje. Zjada brudy, które są dla niej najpyszenijszymi kąskami. To tak jakby człowiek żył w domu z czekolady. Wszędzie są krowie placki i mucha zawsze może najeść się do syta.

– Kogo ja skarałem, że w obecnym wcieleniu wiedzie niezbyt godny żywot muchy i zjada krowie placki? – zamyślił się dobry Bóg wioski. Ale już mu się nie chciało sprawdzać w swoich rejestrach. Zmierzchało a on chciał już udać się do swojego nieba i iść spać.

– Co to za kara – pomyślał sobie – mucha żyje sobie beztrosko, lata sobie gdzie chce, nie pracuje, zawsze może najeść się do syta. Przecież nie pamięta, że może kiedyś była człowiekiem. Dla niej śmierdzący krowi placek to wspaniała uczta.  Tak, w następnym wcieleniu mój dobry wiesniak będzie muchą! Nareszcie naje się do syta, gdy tylko będzie chciał.

Mucha co prawda, nie żyje zbyt długo. Ale to będą beztroskie wakacje dla mojego dobrego wieśniaka. A jak będzie dobrą muchą to pomyślę co z nim dalej zrobić.
Jak pomyślał, tak zrobił.

MHJ

 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *